niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział 6.





-Jedi, przed pałacem-
Po dwudziestu minutach, nie było śladu po po blaszakach. Teraz pozostawała kwestia Stel. Wszyscy czuli że to tylko początek. Zobaczyli że przed nimi stoi postać w kapturze.
-Lord Sidius. -szepnął Obiwan. Każdy go widział.
-Macie szanse, aby się poddać. -powiedział spokojnie Sidius. Jeśli tego nie zrobicie, czeka Was zguba. -wyszczerzył swoje żółte zęby.
-Czeka nas zguba, bo masz tajną broń, czy z twojego oddechu? -zażartowała Secura. Wszyscy zaśmiali się, co rozgniewało Sitha. W odpowiedzi na żart otrzymała dużą dawkę błyskawic, które doprowadziły ją do nieprzytomności. Upadła na ziemię. Wszyscy stanęli gotowi. odebrać atak błyskawic.
-Stop! -krzyknęła Adonia. -W taki sposób, tego nie załatwimy. -podeszła bliżej do Lorda. -Chcę negocjacji. -powiedziała stanowczo senator. Sith tylko pogłaskał się po brodzie oraz, wystrzelił błyskawice w jej stronę. W odpowiednią chwilę wyjęła miecz i odbiła pocisk. Niestety, była zbyt słaba aby, powstrzymać błyskawice Lorda Sidiusa. Odepchnęły je pięć metrów dalej. Skieri potknęła się i udeżyła głową o skałę. Z jej czoła zaczęły lecieć strumyki krwi. Parę sekund puźniej leżała, w kałuży krwi. Leon na ten widok, zaatakował Sitha. Był pełen furii. Chciał go zabić. Uśmiercił jego ukochaną. Nie mógł się powstrzymać. Podszedł do niego. Zadawał ciosy, lecz On sprytnie ich unikał. Skończyło się na tym że wylądował aż dziesięć metrów za całą grupą. Kiedy się podniósł, chciał zaatakować jeszcze raz.
-Leon, stój, Tak tego nie załatwisz. Najwyżej skończysz tak jak Ona! -powstrzymała go Luklara. Anakin wyczuwał że byli w sobie zakochani. Byli tak jak On i Padme. Też ukrywali ten fakt przed światem. Było mu go żal. Kiedy Padme by ktoś zabił oddał by życie aby cofnąć czas. Tylko po to aby jego żona żyła.
Podszedł do niego. Położył mu rękę na ramieniu.
-Leon. Tak mi przykro. -Leon zakrył dłońmi twarz. Był tak smutny... Nic gorszego go w życiu nie spotkało.
-Dzięki... ale, ja wolę się poddać.  Skoro mamy skończyć tak Jak Secura i Adonia -jej imię wypowiedział ciszej- to lepiej się poddać.
-O czym ty mówisz? -Luklara podeszła do niego i spojrzała mu w oczy. -Walka się jeszcze nie skończyła. Damy popalić temu Sithowi! -kiedy dodawała mu otuchy, poczuła na plecach błyskawice. Upadła na ziemię. Anakin razem z Leonem, złapali ją.
-Macie dziesięć minut na poddanie się. Inaczej, będzie z Wami źle. -powiedział Lord Sidius, po czym wszedł na pokład statku. który odleciał.
-No i co my teraz zrobimy? -spytała Selena. -Poddamy się?
-Nigdy. -powiedziała stanowczo jej przyjaciółka. -Kim jesteśmy, aby się poddawać? -spytała ich. Wszyscy się na nią spojrzeli.
-Zrozum... Mimo tego że jesteśmy Jedi, nie umiemy oprzeć się atakom separatystów. -powiedział cicho Kenobi. Wszyscy spuścili głowę. Myśleli że już po nich. -Co najwyżej możemy odlecieć z tąd. -dodał.
-Czy wyście powariowali?! -spytała ostrzej. -Najpierw, mówicie mi żebym się nie poddawała, a teraz sami się poddajecie?! -przerwała. Spojrzeli na nią. Wiedzieli że w jej słowach jest sens, ale nie chcieli walczyć, ponieważ wiedzieli że to nie ma sensu. I tak by nie dali rady.  -Ahsoka  a ty?! -togrutanka spojrzała na nią. -To nie jest w twoim stylu poddać się!Nie sądzisz? -Ahsoka skinęła głową. Zgadzała się z nią. Przecież to ie jest w jej stylu. -A ty Anakinie? Czy nie chcesz ocalić Padme?
-Ale Padme jest bezpieczna na Courusant. -odpowiedział jej.
-A dlaczego nie mogliśmy skontaktować się ze świątynią? -spojrzała mu w oczy. -Bo zniszczyli Courusant. Nie ma już takiej planety. a Jedi i innych wzięli jako zakładników, aby nas skusić do poddania się. -jej słowa miały w sobie dużo sensu. Przecież po co mieli by brać zakładników? Wszyscy skinęli głową, na znak że się z nią zgadzają. -To jak będzie? -spytała jeszcze raz. -poddamy się, czy będziemy walczyć o swoje?
-Będziemy walczyć. -powiedzieli wszyscy na raz.
-O Securę, Adonie i Luklarę się nie martwcie. Coś wymyślę. Na początku Ahsoka z Leonem powinni zanieść ich w spokojne miejsce. W ogrodzie. W budce w której. chowaliście się przedtem. -zaproponowała. -Później, przeskoczycie przez mur, i dołączycie do walki. Pasuje? -chciała. aby każdemu z nich, pasowało im ich zadanie.
 -Pasuje. -powiedzieli zgodnie, oraz zabrali mocą rannych, i nieżywą senator do budki.
-My tym czasem, zajmiemy się droidami i Sidusem. -przygotowali się do walki. Słychać było już, nadlatujące statki. Włączyli swoje miecze, przygotowali do zaciętej walki.

-Ahsoka, Leon-
Mocą zabrali trójkę rannych. Biegli najszybciej jak mogli. Za nimi było słychać. odgłosy statków i strzałów. Biegli alejką, którą wcześniej spacerowali. Biegli najszybciej jak mogli. Gdy już dobiegli, położyli ich na podłodze i sami przeskoczyli. przez płot. Niestety, po przeskoczeniu, gdy jeszcze nie wylądowali, wpadli w pułapkę. Poczuli jak przez ich ciała przechodzą wiązki elektryczne. Upadali na ziemię. Ostatnie co widzieli to czerwoną twarz. Potem poczuli że ktoś ich zabiera, w stronę jakiegoś statku.

-Walka przed pałacem-
Walczyli najlepiej jak mogli. Walka była dość prosta, ale nie cieszyli się tym ponieważ, wiedzieli że to jest pikuś w przeciwieństwie do tego, co będzie już niedługo. Przerabiali droidy na złom, jednocześnie, odbijając pociski. Wyczuwali dość spore zaburzenia w mocy. Kiedy walka dobiegła końca, opadli na ziemię dysząc. Nigdy nie mieli do czynienia z tak dużą ilością puszek. Nigdy się tak nie męczyli.
-Jesteście ranni? -spytał Obiwan, wstając z ziemi.
-W porządku. Separatyści poszli na całego. -powiedziała Selena. Arkanianki były mniej zmęczone, ponieważ były przyzwyczajone, do takich walk ze sobą. Natomiast Anakin i Obiwan, byli zmęczeni jak nigdy w życiu.
-Racja, skąd Oni wzięli tyle droidów? Przecież fabryka, została zniszczona. -powiedział Anakin.
-Nie wiem, ale popatrzcie. -powiedziała wolno Jarael i wskazała palcem na Lorda Sidiua i kogoś w czarnej pelerynie. Przed nimi klęczeli, ledwie żywi, ludzie.
-I co? Jenak się nie poddaliście? -spytał groźnie.
-Wolimy umrzeć, niż się poddać. -powiedziała Jarael i wyszła na przód.
-To można załatwić. -powiedział Sith, po czym wypuścił błyskawice. Wszyscy zrobili ładny szybki unik.
-Czego chcesz, od tych ludzi? -spytał Kenobi.
-Chcę... abyście patrzeli na ich śmierć. Chcę abyście, cierpieli.
-Przecież my ich nawet nie znamy. -powiedział Skywalker.
-Ale pewnie znacie ich. -powiedziała zamaskowana postać i przyprowadziła mocą równie ledwo żywych, Ahsokę i Leona.-A co powiecie na ich śmierć? -przystawiła swój czerwony miecz do gardła Soki.
-Czego chcesz w zamian Stel? -po raz pierwszy od kilku lat wypowiedziała jej imię.
-Walki. -uśmiechnęła się, zrzuciła pelerynę. Okazało się że to jest jej siostra. Jarael wyciągnęła swój miecz o podwójnym, błękitnym ostrzu. Stanęły na przeciwko siebie.   Przeszły do walki. Jako pierwsza zaatakowała Stel. Sprawnie odbiła atak.
-Co tylko na tyle Cię stać? -rozdrażniała Jarael. Znowu przeszła do walki. Był atak, unik, atak, unik i tak przez pięć minut. W końcu Jarael została zraniona w ramię. Jęknęła z bólu dość głośno i złapała się za ramię. Jej siostra zaśmiała się. Potem została popchnięta do tyłu. Uderzyła plecami o skałę. Czerwona Arkanianka, podeszła bliżej. -Tato pomóż. -powiedziała w myślach Jarael.
-Dasz radę, córko. -odpowiedział jej. -musisz poddać się mocy. Nie walcz z nią. -te słowa chodziły jej po głowie. Kiedy leżała tak, czekając na ostateczny atak, poddała się mocy. Jej oczy zaświeciły się na biało, zerwał się wiatr. Stel przeraziła się. Zrobiła pięć kroków do tyłu.  Niebieska (tak je będę nazywać :p) uniosła się w powietrzu. W jej rękach pojawiła się jakby, kula powietrza, którą rzuciła w nią. Ona zrobiła unik. Później została zaatakowana mieczem świetlnym. Walka została wznowiona. Jarael poddała się mocy. Walczyła jak nigdy w życiu. Zraniła siostrę w brzuch. Ta ledwo żywa, wzięła swój miecz do ręki i zaczęła walczyć. Nie poddała się. Jarael, atakowała i robiła uniki. W końcu w rękach zabrała taką ilość tego czegoś, i rzuciła tym w Stel. Została popchnięta do tyłu. Upadła. Poddała się. Sama Jar (skrót) spadła na ziemię. Ta walka ją wyczerpała. Wstała z pomocą innych. Stel też się podniosła.  Podeszły do siebie i ku zdziwieniu innych przytuliły się.
-Gratuluję, siostro. -powiedziała przyjemnym głosem Stel.
-Dziękuję, ty też byłaś nie zła. -uśmiechnęły się. Stel złapała się za brzuch. -Mocno Cię zraniłam? -spytała zatroskana.
-Nie tylko małe zadrapanie. -skuliła się jeszcze bardziej.
-Nadal chcesz być po ciemnej stronie mocy? -spytała z zapłaczonymi oczami.
-Ni.. nie... Ale kim mam teraz być? -również miała zapłakane oczy.
-Możesz być z nami. -spojrzała na innych stojących za nią.
-Przyjmiecie mnie?
-Jesteś moją siostrą. Oczywiście. Jeszcze nie wykluczyłam Cię z mojego życia. -obie się przytuliły. Płakały ze wzruszenia.
-Idź po Ahsokę i Leona. Jeszcze żyją. -powiedziała i znowu złapała się za brzych.
-Zabierzcie ją do medyka! -krzyknęła do sanitariuszy. Natychmiast zabrali ją z pola bitwy. A przynajmniej z tego co z niej zostało. Pobiegła do Ahsoki i Leona. Za nią pobiegł Anakin.
-Trzeba zabrać ich do lecznicy. Byli torturowani. -wywnioskowała z ran na ich ciele.
-Za późno... Oni już.... nie... żyj...ą -powiedział Anakin ze smutkiem i łzami w oczach.
-Nie jeszcze nie umarli.  -powiedziała i dotknęła ich czół. -Tato pomóż mi. -powiedziała do siebie w myślach. Jej ojciec pomógł. W trójkę unieśli się lekko w powietrzu. Anakin odsunął się. Z ich strony biło światło. Jasne, rażące w oczy. Kiedy opadli na ziemię, znowu do nich podbiegł. Jego przyjaciele podnieśli się. Ożyli!
-Smarku! -podbiegł do niej i przytulił się  do niej.
-M..mistrzu co się stało? -zająkała się. Nie wiedziała co się stało.
-Później Ci opowiem. -uwolnili się z uścisku.
-Leon słyszysz mnie? -spytała Jarael. Leon podniósł się.
-Co tu się stało? Czyli jednak nie wysadziłaś planety w powietrze? -zażartował. W odpowiedzi walnęła go ręką w ramię
-Nie. Stel jest po naszej stronie. Już nic nam nie zagraża. -uśmiechnęła się.
-Nie bądźcie tego tacy pewni. -usłyszeli głos Lorda Sidiusa. Jarael i Skywalker stanęli za  rannymi, włączając miecze. Jego statek odleciał.
Potem zanieśli przyjaciół do medyka. Jarael udała się z żywymi do budki gdzie leżało martwe ciało Adoni. Ożywiła i ją. Po bitwie nie było już ani śladu.


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobra jestem, mam nadzieję że zadowoleni. I tak skróciłam końcówkę, bo straciłam lekko wenę. Oczywiście Ayla i Luklara, odzyskały świadomość. 
Zostaje jedno pytanie. Skoro nie ma Courusant, to gdzie są zakłądnicy??
papa do następnego!
NMBZW! 
Dedyk dla Emily Tano! 

2 komentarze:

  1. Czekaj ty zniszczyłaś Coursant?? To chyba jakiś żart a to z świątynią... Dobra czekam na kolejny rozdział... Tsa... Zniszczyła Coursant a co z wszystkimi ludzmi?? Okey rozdział fajny.
    NMBZT

    OdpowiedzUsuń
  2. Courusant rozwalone... ok ale czym? Już mają Gwiazdę Śmierci? To nie fair. Sithowie już mają wielką stację bojową, a Luka jeszcze nie ma, żeby ją rozwalił. Chyba, że to nie Gwiazda Śmierci. A ludzie mogą być przetrzymywani na Mustafar. Ogólnie super rozdział i dzięki za dedyk.
    NMBZT!

    OdpowiedzUsuń