czwartek, 4 lutego 2016

Info

Uwaga!
Zapraszam na mojego nowego bloga!
odwagaahsokitano.blogspot.com
Serdecznie zapraszam. Blog jest o Ahsoce.
Na tym blogu napiszę kiedyś... Jak najdzie mnie jakiś pomysł... Sory...
NMBZW!

środa, 3 lutego 2016

Rozdział 7.

-Ogólnie-
Wszyscy byli przytłoczeni tym , że Courusant już nie istnieje. Ta planeta była cudowna! Stolica całej galaktyki. Znajdowała się tam świątynia Jedi, ale i również domy w których żyli bezbronni ludzie. To było bardzo niesprawiedliwe. Przecież niczym sobie na to nie zasłużyli. Chodzi tu o niewolę. Po co mieli by zabijać tyle istot? Może przeszkadzało im że po prostu żyją. Zgnietli ich jak małe robaki które mają mało do powiedzenia w swoim życiu. To było okrutne. Jak mogli zrobić coś takiego. Każdy zastanawiał się jakim cudem, mogli zniszczyć całą planete? Czym?? A może kim się posłużyli? Te pytania zadawał sobie każdy.
Ahsoka siedziała u medyka, co oczywiście jej się noe podobało. Miała tylko zwichnięty nadgarstek i małe rany, oraz siniaki. Leon tak samo, tyle że zamiast nadgarstka miał połamane rzebra. Adonia, Luklara i Secura były pod opieką lekarza w odzielnej sali. Błyskawice sprawiły dość długi uraz głowy. Nie pamiętały dokładnie co się stało.  Jarael, Selena, Anakin i Obiwan ciągle czuwali przy przyjaciołach. Jedna jedyna Stel czuła się temu wszystkiemu winna. Gdyby nie przeszła na ciemną stronę, to nie powiedziała by ważnej informacji, która pomogła zniszczyć Courusant.

-Ahsoka-
Medytowała u siebie w pokoju. Parę godzin temu pozwolili jej wyjść. Siedziała na łóżku, czekała na informację o niewolnikach. Chciała dowiedzieć się gdzie Sithowie ich przetrzymują. Chciała się na coś przydać. Kiedy była u siebie, nikomu nie plątała się pod nogami. Mogła się wyciszyć.
Zobaczyła przed oczami obraz. Widziała lawę. Ludzi którzy stoją przy samej krawędzi platformy. Zaraz wpadną do niej, pchnięci przez postacie w czarnych szatach. Pewnie to Mustafar. (Brawo Emily). Kolejni niewinni ludzie ginęli we wrzącej lawie. Słyszała ich krzyki, ból, strach. Kolejka niewolników była bardzo długa. Obraz przeniósł się do celi, która była oznaczona tabliczką "świątynia". Widziała tam wszystkich Jedi, Adeptów, padawanów oraz senatorów. Była tam Padme. Siedziała cała brudna pod ścianą. Chciała jej pomóc ale nie mogła. Jej oczy, przeniosły się na mistrza Yodę, medytującego na małym podeście. Usłyszała jego głos. -musisz nad uratować. -powiedział swoim zachrypnietym głosem wiekowy mistrz. Te słowa ciągle chodziły jej po głowie. Po pewnym czasie zaczęły się zlewać z głosem Anakina. Słyszała jak krzyczy do niej. Powoli odzyskiwała świadomość. Coraz wyraźniej słyszała jego głos. Otworzyła powoli i zerwała się z podlogi. Była wystraszona. Zobaczyła wszystkich swoich towarzyszy stojących w jej pokoju.
-Ahsoka co się stało? - spytał zatroskany Anakin.
-Chyba wiem, gdzie są zakładnicy.

-----------------
Wiem krótko, ale ciężko pisze się na telefonie. Mówłam że mam mało czasu ostatnio także...
Postatam dodać jeszcze coś jutro ewentualnie w piątek i weekend.
Dedyk dla Emily Tano (rozgryzłaś mnie skubana)
NMBZW!

niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział 6.





-Jedi, przed pałacem-
Po dwudziestu minutach, nie było śladu po po blaszakach. Teraz pozostawała kwestia Stel. Wszyscy czuli że to tylko początek. Zobaczyli że przed nimi stoi postać w kapturze.
-Lord Sidius. -szepnął Obiwan. Każdy go widział.
-Macie szanse, aby się poddać. -powiedział spokojnie Sidius. Jeśli tego nie zrobicie, czeka Was zguba. -wyszczerzył swoje żółte zęby.
-Czeka nas zguba, bo masz tajną broń, czy z twojego oddechu? -zażartowała Secura. Wszyscy zaśmiali się, co rozgniewało Sitha. W odpowiedzi na żart otrzymała dużą dawkę błyskawic, które doprowadziły ją do nieprzytomności. Upadła na ziemię. Wszyscy stanęli gotowi. odebrać atak błyskawic.
-Stop! -krzyknęła Adonia. -W taki sposób, tego nie załatwimy. -podeszła bliżej do Lorda. -Chcę negocjacji. -powiedziała stanowczo senator. Sith tylko pogłaskał się po brodzie oraz, wystrzelił błyskawice w jej stronę. W odpowiednią chwilę wyjęła miecz i odbiła pocisk. Niestety, była zbyt słaba aby, powstrzymać błyskawice Lorda Sidiusa. Odepchnęły je pięć metrów dalej. Skieri potknęła się i udeżyła głową o skałę. Z jej czoła zaczęły lecieć strumyki krwi. Parę sekund puźniej leżała, w kałuży krwi. Leon na ten widok, zaatakował Sitha. Był pełen furii. Chciał go zabić. Uśmiercił jego ukochaną. Nie mógł się powstrzymać. Podszedł do niego. Zadawał ciosy, lecz On sprytnie ich unikał. Skończyło się na tym że wylądował aż dziesięć metrów za całą grupą. Kiedy się podniósł, chciał zaatakować jeszcze raz.
-Leon, stój, Tak tego nie załatwisz. Najwyżej skończysz tak jak Ona! -powstrzymała go Luklara. Anakin wyczuwał że byli w sobie zakochani. Byli tak jak On i Padme. Też ukrywali ten fakt przed światem. Było mu go żal. Kiedy Padme by ktoś zabił oddał by życie aby cofnąć czas. Tylko po to aby jego żona żyła.
Podszedł do niego. Położył mu rękę na ramieniu.
-Leon. Tak mi przykro. -Leon zakrył dłońmi twarz. Był tak smutny... Nic gorszego go w życiu nie spotkało.
-Dzięki... ale, ja wolę się poddać.  Skoro mamy skończyć tak Jak Secura i Adonia -jej imię wypowiedział ciszej- to lepiej się poddać.
-O czym ty mówisz? -Luklara podeszła do niego i spojrzała mu w oczy. -Walka się jeszcze nie skończyła. Damy popalić temu Sithowi! -kiedy dodawała mu otuchy, poczuła na plecach błyskawice. Upadła na ziemię. Anakin razem z Leonem, złapali ją.
-Macie dziesięć minut na poddanie się. Inaczej, będzie z Wami źle. -powiedział Lord Sidius, po czym wszedł na pokład statku. który odleciał.
-No i co my teraz zrobimy? -spytała Selena. -Poddamy się?
-Nigdy. -powiedziała stanowczo jej przyjaciółka. -Kim jesteśmy, aby się poddawać? -spytała ich. Wszyscy się na nią spojrzeli.
-Zrozum... Mimo tego że jesteśmy Jedi, nie umiemy oprzeć się atakom separatystów. -powiedział cicho Kenobi. Wszyscy spuścili głowę. Myśleli że już po nich. -Co najwyżej możemy odlecieć z tąd. -dodał.
-Czy wyście powariowali?! -spytała ostrzej. -Najpierw, mówicie mi żebym się nie poddawała, a teraz sami się poddajecie?! -przerwała. Spojrzeli na nią. Wiedzieli że w jej słowach jest sens, ale nie chcieli walczyć, ponieważ wiedzieli że to nie ma sensu. I tak by nie dali rady.  -Ahsoka  a ty?! -togrutanka spojrzała na nią. -To nie jest w twoim stylu poddać się!Nie sądzisz? -Ahsoka skinęła głową. Zgadzała się z nią. Przecież to ie jest w jej stylu. -A ty Anakinie? Czy nie chcesz ocalić Padme?
-Ale Padme jest bezpieczna na Courusant. -odpowiedział jej.
-A dlaczego nie mogliśmy skontaktować się ze świątynią? -spojrzała mu w oczy. -Bo zniszczyli Courusant. Nie ma już takiej planety. a Jedi i innych wzięli jako zakładników, aby nas skusić do poddania się. -jej słowa miały w sobie dużo sensu. Przecież po co mieli by brać zakładników? Wszyscy skinęli głową, na znak że się z nią zgadzają. -To jak będzie? -spytała jeszcze raz. -poddamy się, czy będziemy walczyć o swoje?
-Będziemy walczyć. -powiedzieli wszyscy na raz.
-O Securę, Adonie i Luklarę się nie martwcie. Coś wymyślę. Na początku Ahsoka z Leonem powinni zanieść ich w spokojne miejsce. W ogrodzie. W budce w której. chowaliście się przedtem. -zaproponowała. -Później, przeskoczycie przez mur, i dołączycie do walki. Pasuje? -chciała. aby każdemu z nich, pasowało im ich zadanie.
 -Pasuje. -powiedzieli zgodnie, oraz zabrali mocą rannych, i nieżywą senator do budki.
-My tym czasem, zajmiemy się droidami i Sidusem. -przygotowali się do walki. Słychać było już, nadlatujące statki. Włączyli swoje miecze, przygotowali do zaciętej walki.

-Ahsoka, Leon-
Mocą zabrali trójkę rannych. Biegli najszybciej jak mogli. Za nimi było słychać. odgłosy statków i strzałów. Biegli alejką, którą wcześniej spacerowali. Biegli najszybciej jak mogli. Gdy już dobiegli, położyli ich na podłodze i sami przeskoczyli. przez płot. Niestety, po przeskoczeniu, gdy jeszcze nie wylądowali, wpadli w pułapkę. Poczuli jak przez ich ciała przechodzą wiązki elektryczne. Upadali na ziemię. Ostatnie co widzieli to czerwoną twarz. Potem poczuli że ktoś ich zabiera, w stronę jakiegoś statku.

-Walka przed pałacem-
Walczyli najlepiej jak mogli. Walka była dość prosta, ale nie cieszyli się tym ponieważ, wiedzieli że to jest pikuś w przeciwieństwie do tego, co będzie już niedługo. Przerabiali droidy na złom, jednocześnie, odbijając pociski. Wyczuwali dość spore zaburzenia w mocy. Kiedy walka dobiegła końca, opadli na ziemię dysząc. Nigdy nie mieli do czynienia z tak dużą ilością puszek. Nigdy się tak nie męczyli.
-Jesteście ranni? -spytał Obiwan, wstając z ziemi.
-W porządku. Separatyści poszli na całego. -powiedziała Selena. Arkanianki były mniej zmęczone, ponieważ były przyzwyczajone, do takich walk ze sobą. Natomiast Anakin i Obiwan, byli zmęczeni jak nigdy w życiu.
-Racja, skąd Oni wzięli tyle droidów? Przecież fabryka, została zniszczona. -powiedział Anakin.
-Nie wiem, ale popatrzcie. -powiedziała wolno Jarael i wskazała palcem na Lorda Sidiua i kogoś w czarnej pelerynie. Przed nimi klęczeli, ledwie żywi, ludzie.
-I co? Jenak się nie poddaliście? -spytał groźnie.
-Wolimy umrzeć, niż się poddać. -powiedziała Jarael i wyszła na przód.
-To można załatwić. -powiedział Sith, po czym wypuścił błyskawice. Wszyscy zrobili ładny szybki unik.
-Czego chcesz, od tych ludzi? -spytał Kenobi.
-Chcę... abyście patrzeli na ich śmierć. Chcę abyście, cierpieli.
-Przecież my ich nawet nie znamy. -powiedział Skywalker.
-Ale pewnie znacie ich. -powiedziała zamaskowana postać i przyprowadziła mocą równie ledwo żywych, Ahsokę i Leona.-A co powiecie na ich śmierć? -przystawiła swój czerwony miecz do gardła Soki.
-Czego chcesz w zamian Stel? -po raz pierwszy od kilku lat wypowiedziała jej imię.
-Walki. -uśmiechnęła się, zrzuciła pelerynę. Okazało się że to jest jej siostra. Jarael wyciągnęła swój miecz o podwójnym, błękitnym ostrzu. Stanęły na przeciwko siebie.   Przeszły do walki. Jako pierwsza zaatakowała Stel. Sprawnie odbiła atak.
-Co tylko na tyle Cię stać? -rozdrażniała Jarael. Znowu przeszła do walki. Był atak, unik, atak, unik i tak przez pięć minut. W końcu Jarael została zraniona w ramię. Jęknęła z bólu dość głośno i złapała się za ramię. Jej siostra zaśmiała się. Potem została popchnięta do tyłu. Uderzyła plecami o skałę. Czerwona Arkanianka, podeszła bliżej. -Tato pomóż. -powiedziała w myślach Jarael.
-Dasz radę, córko. -odpowiedział jej. -musisz poddać się mocy. Nie walcz z nią. -te słowa chodziły jej po głowie. Kiedy leżała tak, czekając na ostateczny atak, poddała się mocy. Jej oczy zaświeciły się na biało, zerwał się wiatr. Stel przeraziła się. Zrobiła pięć kroków do tyłu.  Niebieska (tak je będę nazywać :p) uniosła się w powietrzu. W jej rękach pojawiła się jakby, kula powietrza, którą rzuciła w nią. Ona zrobiła unik. Później została zaatakowana mieczem świetlnym. Walka została wznowiona. Jarael poddała się mocy. Walczyła jak nigdy w życiu. Zraniła siostrę w brzuch. Ta ledwo żywa, wzięła swój miecz do ręki i zaczęła walczyć. Nie poddała się. Jarael, atakowała i robiła uniki. W końcu w rękach zabrała taką ilość tego czegoś, i rzuciła tym w Stel. Została popchnięta do tyłu. Upadła. Poddała się. Sama Jar (skrót) spadła na ziemię. Ta walka ją wyczerpała. Wstała z pomocą innych. Stel też się podniosła.  Podeszły do siebie i ku zdziwieniu innych przytuliły się.
-Gratuluję, siostro. -powiedziała przyjemnym głosem Stel.
-Dziękuję, ty też byłaś nie zła. -uśmiechnęły się. Stel złapała się za brzuch. -Mocno Cię zraniłam? -spytała zatroskana.
-Nie tylko małe zadrapanie. -skuliła się jeszcze bardziej.
-Nadal chcesz być po ciemnej stronie mocy? -spytała z zapłaczonymi oczami.
-Ni.. nie... Ale kim mam teraz być? -również miała zapłakane oczy.
-Możesz być z nami. -spojrzała na innych stojących za nią.
-Przyjmiecie mnie?
-Jesteś moją siostrą. Oczywiście. Jeszcze nie wykluczyłam Cię z mojego życia. -obie się przytuliły. Płakały ze wzruszenia.
-Idź po Ahsokę i Leona. Jeszcze żyją. -powiedziała i znowu złapała się za brzych.
-Zabierzcie ją do medyka! -krzyknęła do sanitariuszy. Natychmiast zabrali ją z pola bitwy. A przynajmniej z tego co z niej zostało. Pobiegła do Ahsoki i Leona. Za nią pobiegł Anakin.
-Trzeba zabrać ich do lecznicy. Byli torturowani. -wywnioskowała z ran na ich ciele.
-Za późno... Oni już.... nie... żyj...ą -powiedział Anakin ze smutkiem i łzami w oczach.
-Nie jeszcze nie umarli.  -powiedziała i dotknęła ich czół. -Tato pomóż mi. -powiedziała do siebie w myślach. Jej ojciec pomógł. W trójkę unieśli się lekko w powietrzu. Anakin odsunął się. Z ich strony biło światło. Jasne, rażące w oczy. Kiedy opadli na ziemię, znowu do nich podbiegł. Jego przyjaciele podnieśli się. Ożyli!
-Smarku! -podbiegł do niej i przytulił się  do niej.
-M..mistrzu co się stało? -zająkała się. Nie wiedziała co się stało.
-Później Ci opowiem. -uwolnili się z uścisku.
-Leon słyszysz mnie? -spytała Jarael. Leon podniósł się.
-Co tu się stało? Czyli jednak nie wysadziłaś planety w powietrze? -zażartował. W odpowiedzi walnęła go ręką w ramię
-Nie. Stel jest po naszej stronie. Już nic nam nie zagraża. -uśmiechnęła się.
-Nie bądźcie tego tacy pewni. -usłyszeli głos Lorda Sidiusa. Jarael i Skywalker stanęli za  rannymi, włączając miecze. Jego statek odleciał.
Potem zanieśli przyjaciół do medyka. Jarael udała się z żywymi do budki gdzie leżało martwe ciało Adoni. Ożywiła i ją. Po bitwie nie było już ani śladu.


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Dobra jestem, mam nadzieję że zadowoleni. I tak skróciłam końcówkę, bo straciłam lekko wenę. Oczywiście Ayla i Luklara, odzyskały świadomość. 
Zostaje jedno pytanie. Skoro nie ma Courusant, to gdzie są zakłądnicy??
papa do następnego!
NMBZW! 
Dedyk dla Emily Tano! 

sobota, 30 stycznia 2016

Rozdział 5.

-Jarael-

Leciała na Strzale. Rana bolała ją niemiłosiernie. Ciągle trzymała się mocno za ramię, aby nie straciła dużo krwi, a mogło się tak stać. Jak najszybciej chciała znaleźć się u medyka. Była wręcz przeciwieństwem Ahsoki. Martwiło ją to, że nie umie panować nad swoją mocą. Wie, że niedługo, już nawet może jutro, będzie musiała stawić czoła złu. Tak bardzo chciała, aby ojciec z nią był i szkolił. Nie miała na kim się wzorować. Sama musiała dojść do tego, jak posługiwać się mocą, aby nie zrobić nikomu krzywdy. Czasem coś popsuła, zbiła czy walnęła kogoś, ponieważ, nie umie nad tym wszystkim zapanować. Ale nie tylko to ją martwi. Wie, że skoro będzie musiała zapewnić pokój, będzie musiała stawić czoła siostrze, która przeszła na ciemną stronę mocy. Bardzo to przeżyła.


Czuła że nabiera sił. Odpoczęła chwilę, lecąc na Strzale wśród chmur. Mimo tego że były sama, czuła że coś jest nie tak. Czuła jakieś zaburzenia w mocy, które z każą chwilą rosły. -Pewnie separatyści. -pomyślała sobie. Czuła że już niedługo, coś się stanie. Zmieniła kurs. Kazała hipogryfowi lecieć szybciej. Rana strasznie ją bolała, jak trzymała się mocno uprzęży. Nadstawiła rękę z nadajnikiem do ust, i skontaktowała się z Seleną.
-Selena, słyszysz mnie?
-Tak. O co chodzi?
-Musicie szybko wracać do pałacu.
-Dlaczego?
-Nie czujecie czegoś w mocy?
-Nie. Nikt niczego nie czuje.
-Ale ja tak i to dość dobrze. Musicie uciekać. Ja sprawdzę co się dzieje.
-Jarael, a jeśli coś Ci się stanie? Jeśli to separatyści?
-Spokojnie. I tak mi dzisiaj nikt nie popsuje humoru.
-A jak twoja rana?
-Może być, trochę boli ale będę żyć. Wracajcie i powiadomcie senator i innych aby, nie byli z dala o pałacu.
-A co jeśli...
-Jeśli będą się pytać gdzie jestem, powiedz że sprawdzam co się dzieje.
-Dobrze, ale uważaj na siebie. Niech moc, będzie z tobą.
-I z Wami. -zakończyła rozmowę.
Była coraz bliżej celu. Czuła to. Chciała szybko dowiedzieć, co się dzieje. W drodze usłyszała głos. Głos, który bardzo dobrze znała. To był głos jej ojca.
-Tato? -szepnęła niepewnie.
-Tak to ja skarbie. -odpowiedział jej ojciec którego nie widziała. -Wiesz, że niedługo, będziesz musiała to zrobić? -powiedział duch.
-Wiem, -spuściła wzrok. -ale nie wiem jak używać mojej mocy. -powiedziała prawie płacząc.
-Musisz zaufać mocy. Nie możesz z nią walczyć. Musisz się jej poddać. -pouczył ją.
-A jeśli mi się nie uda? -spytała głośniej.
-Uda. Uwierz mi. -jego głos ucichł.
-Uda się? Jak? -tym razem ni otrzymała odpowiedzi.
Wylądowała na ziemi. Kazała zostać Strzale na łące, a sama udała się na wzgórze. Przeczołgała się na ziemi na szczyt. Czuła coraz większe zaburzenia w mocy. To co tam zobaczyła wstrząsnęło ją. Dodatkowo, zaczęła ją szczypać rana, ponieważ dostały się do niej drobinki ziemi. Jęknęła cicho z bólu i jeszcze raz spojrzała na czołgi separatystów. Nie wierzyła własnym oczom, kiedy zobaczyła jak Lord Sidius, kłaniał się jakieś ciemnej postaci. Może nie do końca czarna ponieważ, miała czerwoną skórę. Wiedziała kto to jest, ale nie uwierzyła w to do końca. -Jak ona mogła mi to zrobić? -spytała płacząc. -Muszę powiadomić innych. -postanowiła. Wyciągnęła lekko rękę do góry i nagrała całą sytuację. oraz wysłała do senator Adoni. Potem natychmiast pobiegła do Strzały poleciała do pałacu.

-W tym samym czasie, pałac-
Piątka Jedi była już w pałacu. Byli wezwani do, gabinetu Adoni. Domyślali się co będzie się tam działo. Pewnie dostaną ochrzan za to że, nie wrócili do pałacu na noc. Przybysze byli gotów stawić się za Arkaniankami, i powiedzieć że uratowały ich przed tymi złymi zwierzętami. Według nich dziewczyny, zachowywały się bardzo dobrze. Jak przystało na Jedi.
Przed pójściem na spotkanie z senatorem, Ahsoka siedziała u siebie w pokoju, rozmyślając nad swoją ucieczką z domu. Miała trochę racji robiąc to, ale po słowach wypowiedzianych przez Selenę, o rodzinie, zrobiło jej się duże sumienie na sercu. Bardzo zraniła swoich bliskich tym że odeszła. Ale teraz bardzo tego żałowała. Chciało się jej płakać. Chciała schować się w małym schowku, nie wychodzić do nikogo. Ukryć się przed cały, światem. Teraz uświadomiła sobie że potrzebowała swojej rodziny, bardziej niż kiedykolwiek. Od rana czuła że coś się stanie. Czuła to nie tylko ona. Wszyscy chodzili dzisiaj poddenerwowani. Cała ta sytuacja z Jarael, że wyczuła coś niebezpiecznego, te ataki separatystów. W dodatku ostatnio nie mogli połączyć się ze świątynią. W ich głowach pojawiały się same czarne scenariusze.
Mimo nie chęci, każdy udał się do gabinetu, na spotkanie z Adonią. Cała piątka szła przez korytarz, ze spuszczonymi głowami. Stali przed drzwiami.
-Jeśli będą się o coś pytać, ja będę odpowiadać. Wy siedźcie cicho. -powiedziała im Selena.. Chciała brać całą winę na siebie.
-Ale to niesprawiedliwe, dlaczego mają obwiniać za to Ciebie? -nie zgodziła się z nią Ahsoka.
-Spokojnie, poradzę sobie, to nie przez Was zadziała się ta sytuacja. Nie musicie mnie chronić. -uśmiechnęła się lekko. Zrobiło jej się miło kiedy, ktoś w końcu się chciał za nimi stawić.
Weszli do sali i od razu spotkali się, z surowym wzrokiem Adoni.
-No słucham. -powiedziała Adonia i założyła ręce na piersi. Po obu jej stronach stali Leon i Luklara.
-No bo... kiedy wracaliśmy, zaatakowały nas  jukary. -tłumaczyła. -ja razem z Jarael broniłyśmy resztę. Potem Jarael... -nie dokończyła bo przerwała jej Adonia.
-A gdzie Ona w ogóle jest?! Przecież powinna tu być! Dlaczaego jesteście tak nieodpowiedzialne?! -zaczęła krzyczeć na Selenę. Ona nie wytrzymała i pierwszy raz w swoim życiu postawiła się.
-Jarael poleciała zobaczyć co się dzieje! Najprawdopodobniej to separatyści! Naraża swoje życie aby mieć dla Was informacje! To nazywasz nieodpowiedzialnością?! -krzyknęła. Pierwszy raz w swoim życiu  postawiła się samej senator. Ale ulżyło jej. A mało tego. W tej samej chwili, do sali weszła Jarael, która wróciła ze zwiadów. Trzymała się za krwawiące ramię i miała spuszczoną głowę. Stanęła w przejściu. Jako pierwsza otrząsnęła się Ahsoka. Podbiegła do niej.
-Wezwijcie medyka! -krzyknęła Ahsoka. Służki od razu zareagowały.
-Nie, i tak to nic nie da. Jesteśmy zgubieni. -powiedziała i usiadła na krześle.
-Ale jak to? -spytał Leon.
-Nie dostaliście wiadomości? -podniosła głowę.
-Nie. -odpowiedziała Luklara. Na szczęście miała zapasową kopię na swoim komunikatorze.
-Czyli już zaczęli działać. -podniosła się i położyła urządzenie na stole. Włączyła go. Wszyscy zobaczyli jak Lor Sidius kłania się Jakiejś Arkaniance.
-Czyli nawet Lord Sidius ma mistrz?! -powiedział Anakin. Powiedział to w złej chwili ponieważ cały budynek zatrząsł się.
-Już tu są! -Krzyknął Obiwan łapiąc równowagę.
-Już po nas... -powiedziała cicho Jarael.
-Nie. Możesz użyć mocy Sikorna! -powiedziała Selena.
-A jeżeli się nie uda?! Jeśli zniszczę całą planetę?!
-Może zniszczysz całą planetę i nas też. Ale ich też! -budynek ponownie się zatrząsł.
Jarael nabrała pewności. W sumie słowa Seleny miały sens. Zniszczy też separatystów. A przy okazji swoją siostrę. I tak już prawie jej nie kocha. Odwróciła się od niej. Zostawiła.
-To chodźmy. -powiedziała stanowczo i włączyła swój miecz świetlny. Wszyscy zrobili to samo.
Wybiegli na plac. Spotkali się tam z całym oddziałem blaszaków. Rzucili się na nie, odbijając pociski. Po dwudziestu minutach walki, po droidah nie było ani śladu. Teraz została kwestia siostry Jarael... Stel.



----------------------------------------------------------------------------
No dobra.... mam ferie! 
Jej! Będę starać się wrzucić coś codziennie. 
Jak myślicie.... jak to się skończy ??
NMBZW! 
DEDYK DLA KAŻDEGO!!!

piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział 4.

-Selena, Anakin, Ahsoka, Obi-wan,  Ayla-
Zobaczyli nieprzytomną, Jarael. Jej przyjaciółka natychmiast do niej podbiegła, a wszyscy na nią.  Przed nią zobaczyli całą watahę tych dzikich zwierzy, dzięki którym Jarael była ranna. Potwory podniosły się z ziemi. Kiedy zobaczyły Jarael, jeden z nich do niej podszedł.  Był to przywódca stada. Warknął na Selenę, która natychmiast włączyła swój miecz. Cała reszta zrobiła to samo. Zwierz jednak zignorował to i polizał swoim długim językiem nieprzytomną dziewczynę, oraz odszedł. Arkanianka podniosła się i złapała za głowę. 
-Już po wszystkim? -spytała. Wszyscy w jednej chwili stali wokół niej. Jej przyjaciółka, wzięła ją pod rękę i pomogła je wstać z ziemi. 
-To był twój plan? -spytała z pretensją Selena. Ona wiedziała, co zrobiła jej przyjaciółka. -Mogłaś się zabić! -krzyknęła jeszcze bardziej. 
-Ale żyjecie. To najważniejsze. -wstała na nogi. Złapała się za ramie gdzie była rana, z której spływała krew. Uwolniła się spod ramienia koleżanki i popatrzyła na niebo. Był już prawie ranek. -Wracajmy już do pałacu. Już prawie ranek. -powiedziała i zrobiła jeden krok do przodu, lecz skończyło się to upadkiem. 
-Może, lepiej wezwać pomoc? -powiedziała Ayla. -Nie dasz rady sama iść. 
-Spokojnie. Ja wrócę na strzale. -znowu się podniosła.
-Na czym? -spytali jednocześnie Jedi z Courusant. 
-Na Strzale. -nadal trzymała się za ramię. 
-Strzała to hipogryf. Jej zwierze, które samo ją wybrało. -powiedziała szerzej. W tej chwili za nimi wylądował hipogryf. Odwrócili się. Szerze, to trochę się wystraszyli kiedy, go zobaczyli.
-Strzała. -zawołała Jarael. -Chodź tu malutka. -wsiadła na zwierze. -spotkamy się w pałacu. Selena, nikomu o tym nie mów. Jeśli będą o coś pytać to powiedz, że sama im powiem. -odleciała na zwierzęciu ledwo żywa.
-Co zrobiła że jest tak słaba? -spytał Obiwan, patrząc jak odlatuje i znika za pałacem.
-Och... Ona użyła mocy Sikorna. -odpowiedziała mu ze spuszczonym wzrokiem.
-Jakiej mocy? -jeszcze raz powtórzył Anakin.
-Sikorna. To najpotężniejsza moc we wszechświecie. Jejj ojciec... -przerwała na chwilę -oddał jej swoją moc, aby chroniła innych. Sam była za słaby aby zapewnić bezpieczeństwo swoim rodakom. Ona miała chronić tylko, Arkanie. Ale stało się coś cudownego. Okazało się że nie tylko, po nim odziedziczyła tę moc. Jej dawny przodek. Miał cudowną siłę. Jarael jest potężniejsza, niż powinna być. Niestety, kiedy używa mocy, robi się słaba. Martwię się o nią ponieważ, czasami nie panuje nad tą siłą. Sama nie wie jak ma jej używać. Nie wie też jak ma chronić innych skoro nad tym nie panuje.
-Biedna... -wtrąciła Ahsoka.
-Prędzej czy później będzie musiała użyć mocy, aby chronić wszelkie istniejące istoty. Nie chce aby ktoś przez nią umarł. Teraz jeszcze bardziej dobije ją fakt, że będzie musiała to zrobić niedługo. Ten  atak separatystów, może oznaczać że to już czas. -dodała jeszcze. Martwiła się po Jarael ponieważ, Nie chciała aby cierpiała. Jeśli nie uda się jej zapewnić pokoju w galaktyce... zamknie się w sobie. Będzie uważała że to Ona, jest wszystkiemu winna. Chciała aby wszyscy żyli ze sobą w zgodzie. Aby nikt nie cierpiał z powodu wojny. Wiedziała że niedługo, będzie musiała wykorzystać mocy Sikorna. -Wracajmy już. -powiedziała smutnym głosem. -robi się ranek. I tak dostanie się nam za to co się stało. -odwróciła się i ruszyła powoli w kierunku pałacu.

-Dlaczego ma się Wam dostać? Uratowałyście nam życie. -spytała Ahsoka. Było to dla niej niezrozumiałe. Ona jedynie spojrzała na nich kontem oka.
-Bo wszyscy traktują nas jak dzieci. Nie chcą dojść do wniosku że, Jesteśmy już dorosłe. Po prostu... jesteśmy kimś, na kim  można wszytko zwalić. A my przyjmujemy to  z pokorą. -znowu spuściła głowę i zamknęła oczy.
-Dlaczego się im nie postawicie? -spytała jeszcze raz. Sama kiedyś była tak samo traktowana przez rodzinę. Postawiła się jednak, odeszła. Więcej nie chciała ich widzieć.
-Bo jesteśmy rodziną. Rodzina, nigdy się nie kłóci. Jest sobie wierna. Oprócz nich nie mamy nikogo innego. Od małego jesteśmy wszyscy razem. Wiemy że jeżeli, postawimy się, będą na nas patrzeć inaczej. Nasze stosunki źle się potoczą, a w najgorszym przypadku, rozejdziemy się w swoją stronę, a nasz kontakt zginie. -odpowiedziała jej, prawie płacząc. Nie chciała aby Oni. czyli Luklara, Leon oraz Adonia, cierpieli. Chciała aby ich stosunki były takie same jak teraz.
Ahsoka poczuła sens, tych słów. Teraz jak popatrzyła na to inaczej, to nie  miała racji odchodząc. Chciało jej się płakać. Zostawiła swoją rodzinę samą. Swoje rodzeństwo, przyjaciół, rodziców, dziadków. Może i niezbyt dobrze jej traktowali, ale to była jej rodzina! Chciała naprawić swoje błędy, wrócić do domu, na Shili. 
-Wracajmy już. -powiedziała i znowu ruszyła alejką kwiatów. Wszyscy poszli za nią.

------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem że strasznie krótko za co przepraszam. 
Nie wiem co mam tu napisać. Jestem w rozpaczy... nie wiem dlaczego. Pewnie zaraz mi przejdzie jak zawsze. 
NMBZW!
DEDYK DLA KAŻDEGO KTO CZYTA! 

czwartek, 28 stycznia 2016

Rozdział 3.

Na samym początku, chciałabym podkreślić że to JARAEL a nie SELENA uratowała Ahoskę. Taki mały błąd podczas pisania za który bardzo przepraszam! 






-W gabinecie Senator Adoni Skieri-
 Wszyscy weszli do gabinetu, w którym znajdowały się służki oraz dwie inne kobiety. Rozmawiały ze sobą. Jedna z nich zapewne pani senator bo, miała na sobie białą sukienkę i ładne, spięte włosy w dość wysokiego kucyka, siedziała w fotelu, przy biurku. Druga stała za biórkiem, opierając się rękoma o blat. Wyglądała na jakieś 23 lata. Miała długie, rude włosy. Była ubrana w czarną bluzkę z ramiączkami, na biodrach miała czarny skórzany pasek, na którym miała zaczepiony miecz świetlny. Na nogach miała długie czarne, również obcisłe, spodnie. 
-Witam, panią Senator -powiedział i ukłonił się lekko Leon. Kiedy kobieta z rudymi włosami, odsunęła się na bok, na ich twarze padły ciepłe promyki słońca. 
-Witam, Leonie. Co Cię do mnie sprowadza? -spytała wstając z krzesła. Jej oczy były bardzo niebieskie, a uśmiech, taki ciepły, miły i przyjemny.
-To są Jedi z Courusant. -wskazał na nich ręką. -chcą naszej pomocy. -odsłonił do końca ich twarze. 
-Zatem, słucham. -podeszła bliżej nich i złączyła ręce z tyłu. Na przód wysunął się Anakin. 
-Separatyści od jakiegoś czasu, atakują Courusant. Przez nich umarło już dziewięciu Jedi. Są to krótkie ataki, ale bardzo silne. -skończył.
-Niestety zawsze, wracają z silniejszą siłą. Nie damy rady dłużej chronić się sami. Mistrz Yoda, prosi Was o pomoc. -wtrącił Obiwan. 
-Hm... niezbyt ciekawa sytuacja. -podparła ręką brodę. 
-Jeśli pokonają nas, jest duża szansa że zaatakują też inne planety. Być może nawet tę. -dodała Tano. 
-Racja. A co z senator Padme? Czy została ofiarą, zamachu? -spytała senator. Padme to jej przyjaciółka, siostra. Nie poradziła by sobie ze stratą, tak bliskiej jej osoby. 
-Na szczęście nie. -odparł Skywalker.
-Jak dobrze. -ulżyło jej. -dobrze jeszcze to przemyślę. 
-Bylibyśmy bardzo wdzięczni. -powiedział Kenobi, kładąc rękę na sercu. 
-Tak w ogóle, poznaliście się już z Jarael i Seleną? -udała się w stronę kobiety, z którą rozmawiała niedawno. 
-Oczywiście. Zaimponowały nam swoją walką. -włączyła się do rozmowy Ayla. 
-Tak? Która tym razem, wygrała Leon? -powiedziała z uśmiechem na twarzy. 
-Jarael. Jak zawsze. -odwzajemnił uśmiech. 
-No tak, wcieliła się w swojego ojca. -przerwała na chwilę. -pozwólcie że, przedstawię Wam Luklarę. -wskazała na nią ręką, a ona podeszła do nich. 
-Witam, miło mi poznać. -powiedziała. Każdy posłał jej ciepły uśmiech. Po przedstawieniu Luklary, do sali wpadły Jarael i Selena. Mało brakowało, a wpadły by na grupę Jedi przy wejściu. 
-Jarael... -spojrzała Adonia na dwie dziewczyny, które nadal zachowywały się jak małe dzieci. 
-Tak, pani senator? -odparła z uśmiechem. Za nią stała jej przyjaciółka. 
-Chyba nie wypada tak wpadać do mojego gabinetu, i to jeszcze przy gościach. Prawda? -posłała im lekko rozbawiony, ale nadal poważny wzrok. 
-Ona zabrała mi miecz. -powiedziała Selena. W tym czasie Jarael, mocą przypięła jej mocą, powoli miecz do pasa. 
-Jak to możliwe, skoro masz go przy pasie? -spojrzała się na nią z irytacją. Ona również spojrzała na swój pas. 
-Jeszcze Ci się za to odwdzięczę Jarael. -szepnęła do przyjaciółki, która tłumiła w sobie śmiech. 
 -No dobrze. Mam nadzieję że zatrzymacie się u nas na jakiś czas. -powiedziała z nadzieją. 
-Tak długo, jak będzie trzeba. -powiedziała Secura. 
-To dobrze. Zaraz pokoje będą gotowe. -skinęła głową w stronę służek. -W tym czasie, może chcecie się przejść po ogrodzie? -spytała pokazując ręką na okno, za którym było widać przepiękny ogród. 
-Z wielką chęcią. -zgodziła się Ahsoka. 
-To może dziewczyny Was oprowadzą? -wskazała ręką (znowu) na Arkanianki. Miny dziewczyn, mówiły same za siebie. Chciały zostać na naradzie, w sprawie pomocy Jedi z Courusant. Niestety zawsze ich wyganiali. Czuły się okropnie. Przecież też były Jedi. To było niesprawiedliwe według nich. 
-No dobrze. -odpowiedziały w tym samym momencie. -Chodźcie. -sytuacja znowu się powtórzyła. 

 -W ogrodzie-
Cała szóstka szła prze długą, pięknął, pachnącą kwiatami aleję. Po lewej były storczyki, róże i bratki. Po prawej zaś mur pokryty zielonym bluszczem z kwiatami. Ogród był przepiękny! Nigdy nie widzieli aż tak pięknego widoku. Na tle nieba widniał zachód słońca, a nad nim dwa księżyce. Niebo stawało się coraz bardziej ciemne. Powoli zapadał mrok.
-Nie powinniśmy już wracać? - spytał z niepokojem Obiwan. -zrobiło się ciemno. Nie wiem czy powinniśmy przebywać poza pałacem po zmroku. 
-Spokojnie jeszcze kawałek. Nie zobaczyliście najlepszego. -odparła Selena. 
-Często przebywamy tu po zmroku. Jest tu piękniej, niż za dnia. -dodała Jarael. 
-Jak przecież nic już prawie nie widać? -spytał zdziwiony Anakin. 
-Spokojnie. Czy Jedi nie powinni być cierpliwi? -spytała go Arkanianka. Obiwan popatrzył na niego z wzrokiem, potwierdzający słowa Jarael. 
-Właśnie mistrzu... czy nie tego mnie właśnie uczysz? -spytała Ahsoka, ze swoim uśmieszkiem. 
-Uczę, ale douczyć nie mogę. -odgryzł się jej. Szli tak jeszcze jakieś trzy minuty. W końcu zatrzymali się na końcu pięknej alejki. Właściwie nic już nie było widać. 
-Już jesteśmy. -oznajmiła Selena. Wszyscy popatrzyli się na nie zdziwionym wzrokiem. 
-Jak to? Przecież tu nic nie ma. -stwierdziła zdziwiona Ayla. 
-Nie? -spytała zdziwiona Jarael. -popatrzcie. -podeszła do rośliny ledwo widocznej dla ich oczu. Dotknęła jej i roślina zaświeciła się. Wszystkim ten widok, zawarł dech w piersiach. 
-To rośliny, charakteryzujące Kamino. Nikt o nich nie może wiedzieć. -powiedziała Selena. Pobiegła za Jarael na pole dotykając roślin. Wszystkie liście się zaświeciły. To był piękny widok. Wszyscy ruszyli za dziewczynami. Po paru minutach wszystkie rośliny pięknie świeciły, i rozjaśniły noc. 
Po piętnastu minutach zabawy, Jarael oznajmiła że czas już wracać do pałacu. Wszyscy niechętnie przerwali zabawę. Nawet Kenobi który zgrywał takiego poważnego. Skierowali się w stronę alejki którą szli. Na przodzie szły Arkanianki, a za nimi, cała reszta. Kiedy byli już w połowie drogi, obie dziewczyny, Jarael i Selena, zatrzymały się i włączyły miecze. 
-Co się dzieje? -spytał zaniepokojona Secura. 
-Macie się nie ruszać. -powiedziała cicho Jarael. -Selena, ty bierzesz po prawej a ja po lewej. -rozkazała przyjaciółce. Nagle znikąd pojawiły się jakieś dziwne stwory. Niby zwierzęta, niby potwory. Nigdy czegoś takiego nie widzieli. Miały może z 1,5 metra, potężne łapy, czerwone oczy, ostre zęby, czarne futro miejscami łyse, ostre, duże pazury i długie ogony. Wyglądały strasznie. Czwórka miała nadzieję że Arkanianki będą ich chronić, aż tu nieoczekiwanie... zgasiły miecze. Wszyscy tak bardzo się zdziwili, że aż otworzyli buzię. Podniosły rękę na przeciwko zwierząt, jakby rzucały im wyzwanie. Biło od nich lekkie światło i zaczął wiać wiatr. Kiedy otworzyły oczy, były białe. Nie było widać ich tęczówek. Stwory zaczęły jakby mruczeć, warczeć. Nie mogli rozróżnić.  Zaczęły się dziwnie zachowywać. Dokładniej drżeć. Wyglądało to jakby ktoś miał nad nimi kontrolę, a one próbowały się powstrzymać od wykonania rozkazu. W końcu zmęczone walką zwierzęta, padły na ziemię nieprzytomne. Arkanianki opuściły ręce. Odwróciły się i popchnęły mocą, swoich towarzyszy których oprowadzały. Nie wiedzieli co One robią. Kiedy znajdowali się pięć metrów dalej. Zobaczyli zbliżające się do nich zwierzęta. Te same które padły przed chwilą na ziemię. Włączyli miecze świetlne i przyszykowali się do obrony. Dziewczyny widząc całe zajście wykonały bardzo ładne salto i wylądowały między Jedi, a zwierzętami. Dzikich stworów zebrało się coraz więcej. 
-Jarael, przyszła cała watacha! Co robimy?! Jest ich za dużo! -krzyknęła Selena do swojej przyjaciółki która stała dwa metry dalej. Nie mogły ''zmusić'' ich do posłuszeństwa ponieważ, było ich za dużo. Czuły że jeśli stanie się coś ich podopiecznych, oberwą za to surowo. 
-Nie mam pojęcia! Musimy trzymać je zdala od nich! -spojrzała kontem oka na swoich ''turystów''
-Ale jak?! -krzyknęła Selena odpychając mocą jednego zwierza dziesięć metrów dalej. 
-Mam pomysł! Musicie się tam ukryć! -zwróciła się do przyjaciółki i całej reszty. Czwórka Jedi posłusznie wykonała zadanie, ale jej przyjaciółka została przy niej. 
-A ty?! -krzyknęła. 
-O mnie się nie martw! -odkrzyknęła jej. 
-Nie zostawię Cię! -ciągle stała przy swoim Selena. W końcu Jarael sama wepchnęła ją do schowka, obrywając pazurami zwierza ponieważ, odwróciła swoją uwagę. Jęknęła z bólu. Stanęła szeroko na nogach. Wyciągnęła obie ręce do przodu. Znowu zawiał wiatr, ale o wiele silniejszy niż przedtem. Zaczęło bić od niej światło, też o wiele silniejsze. Jej oczy zabłysły białym światłem. Cała wataha zwierząt, stanęła bez ruchu. Zaczęły stawiać się jej. Zacisnęła dłonie. Zwierzęta nie mogły już dłużej wytrzymać. Upadły na ziemię '' kłaniając'' się jej. 
Wszyscy siedzieli w schowku, skuleni. Nie wiedzieli co się dzieje. Kiedy wichura przestała trząść budką, wyszli z niej. Zobaczyli nie przytomnął Jarael .


------------------------------------------------------------------------------------------------------
Napisałabym więcej, ale nie napisałam bo pod koniec zaczęła boleć mnie głowa...
Wiecie,,, za dużo czasu przed komputerem. 
W ogóle boli mnie cała klatka piersiowa, nie wiem dlaczego ale cóż... życie. 
Także wiecie. Jeszcze tylko jutro i mam ferie! Jej! Postaram się dawać więcej rozdziałów. 
Chciałabym wiedzieć czy zaciekawiła Was ta cała historia. 
Nawalili mi jeszcze tych sprawdzianów i lekcji na ten tydzień że chyba się powieszę. 
Mam jeszcze zrobić projekt z grupą, którą przydzieliła mi moja pani. Właściwie nie projekt tylko plakat. 
Mam też przeczytać lekturę. (której nawet nie wypożyczyłam ops)
Teraz kończę bo muszę... odrobić lekcje na jutro... ach... Zycie.. Po prostu życie...
Dedyk dla Ashary (jeśli w ogóle mnie czyta) o
Emily Tano 
i Eiry Tano!
NMBYW!   

środa, 27 stycznia 2016

Rozdział 2.

Ahsoka
Była już na statku, który leciał na Kamino. Ciągle zastanawiała się dlaczego, jedna z sióstr uciekła. Przecież wyglądały na takie, które nigdy się nie kłócą. Ponoć,  jedna z nich, przeszła na ciemną stronę mocy. Na samą tą myśl robiło się źle. Szczerze potrzebowała teraz, szczerej rozmowy z kimś bliskim.  Jakby los jej sprzyjał do jej kajuty wszedł Anakin. Stanął naprzeciw niej. 
-Ahsoka musimy porozmawiać. -postanowił.
-o czym? -chyba już się domyślała.
-skąd wiedziałaś o tych siostrach? -usiadł obok niej.
-Kiedyś na Shili kiedy byłam jeszcze mała, nasza planeta była zagrożona. Speratyści atakowali nas coraz bardziej. Wtedy z pomocą przyszły Siostry Sosl. Arkanianki. Pomogły nam pokonać separatystów. Mają potężną moc. Jednak jak się okazuje, jedna z nich przeszła na ciemną stronę mocy. -opowiedziała wszystko od początku. Szczerze to nawet je kochała. Dzięki nim żyje, i jest tu . Gdyby nie ich pomoc to pewnie wszyscy togrutanie zginęli by. Na samą myśl robi jej się słabo.
-dlaczego nie powiedziałaś mi tego wcześniej? - Położył jej  rękę na ramieniu. 
-sama nie wiem. Może bałam się myśleć że Stel, przeszła na ciemną stronę mocy? Sama nie wiem. Już nie wiem -spuściła głowę. Bardzo przeżyła wiadomość że straciła przyjaciółkę. 
-Ahsoka ja... -zanim zdążył dokończyć, przerwał mu jego komunikator. To był Rex. 
-Sir, lądujemy. -powiadomił go. 
-Dobrze zaraz tam będę. -odpowiedział. -Posłuchaj...
-Nie, spokojnie. I tak mi ulżyło. Idż, potrzebują Cię. -uśmiechnęła się lekko. Wiedziała że musi być na mostku. Był kapitanem. Bez niego nic by nie wypaliło. 
-Ale jeszcze, o tym pogadamy Smarku.  -wyszedł z pokoju. 

-Załoga- 
Anakin, Obiwan, Ayla oraz Ahsoka, stali już na Kamino. Nie mogli się doczekać, aż zobaczą ''innych'' Jedi. Po dłuższym czekaniu, ku ich oczom pokazł się człowiek. Rozpoznali że to jeden z nich ponieważ miał przyczepiony miecz świetlny, do pasa. Wyglądał na jakieś dwadzieścia dwa lata nie mniej, nie więcej. Miał czarne włosy i niebieskie oczy. Pewnie każda dziewczyna za nim szalała. Był bardzo przystojny. Podszedł do nich. 
-Witam, jestem Leon. -przywitał się z nimi. 
-Jestem Anakin to Ayla Secura, Obiwan Kenobi oraz mój padawan Ahsoka Tano. -przedstawił wszystkich. 
-Wspaniale. Chodźmy do bazy. Nikt nie może nas tu zobaczyć. -skierował się w stronę ich bazy, a właściwie pałacu. Mieli bazę w piwnicach  wielkiego pałacu senator Adoni Skieri. Ona sama była Jedi. Jest Ona przyjaciółką Padme. Ukrywali się w podziemiach ponieważ separatyści nie mogli dowiedzieć się że Jedi istnieją  na tej planecie. 
Weszil na plac dużego, pięknego, różowego pałacu. Jego mury były pokryte zielonym bluszczem i różowymi kwiatami. Całość wyglądała przepięknie. Wokół rozsiewały się lasy co dodawało uroku wszystkiego. Dachy były niebieskie i stożkowate. Na każdej wierzy były duże tarasy. Dzięki temu że pałac znajdował się w kotlinie, przy samych skałach był wodospad i jezioro. Piękna, czysta woda. Kiedy obok niej przechodzili zobaczyli piękne rybki i o dziwo syreny. Piękne syreny siedziały na skałach wystających z wody. Niektóre miały czerwone włosy, inne żółte, różowe, niebieskie i wszelkie inne kolory. Ta cała kraina wyglądała jak raj. 
Kiedy właśnie mijali jezioro, usłyszeli za sobą dźwięki mieczy świetlnych. Natychmiast zadziałali. Wyjęli swoje miecze świetlne i zapalili je oczekując na atak nieprzyjaciela. 
-Spokojnie, to tylko Selena i Jarael. Pewnie znowu robią sobie zawody która, jest lepsza. Schowajcie miecze bo wezmą Was za wrogów. -uspokajał ich spokojnym głosem. Podczas kiedy chowali miecze, zobaczyli na wysoko na klifie dwie Jedi. Jedna z niebieskim mieczem, a druga z błękitnym. Walczyły ze sobą. Obie miały miecz o podwójnym ostrzu. Kiedy jedna z nich znalazła się krok od urwiska, a druga przyłożyła jej miecz do gardła, nieoczekiwanie zrobiła salto w tył i popchnęła mocą tą drugą. Dziewczyna spadała z klifu prosto na ostre skały. Kiedy wszyscy myśleli że już po niej, ściągnęła mocą przeciwniczkę i obie znalazły się w wielkim niebezpieczeństwie. Walczyły w powietrzu. Jak już miały nadziać się na ostre jak brzytwa skały, pod ich stopami znalazły się jakby niebieskie kółka. Znów stały stabilnie. Gdzie tylko stawały, pojawiały się kółka które nie pozwoliły jej spaść na dół. Walka przeniosła się na ziemię tuż obok nich. Wszyscy odsunęli się. Walka była bardzo szybka i zacięta. Żadna nie dawała za wygraną. Były bardzo zmęczone, lecz mimo tego nadal walczyły. Każda z nich chciała wygrać. Jedna z nich, o czarnych włosach i szarej skórze potknęła się i upadła. Kobieta w białych włosach i jasnej skórze, przyłożyła jej broń do gardła. 
-Dobra, wygrałaś -powiedziała przegrana. -Ale następnym razem Cię pokonam. 
-Chyba śnisz. Nigdy mnie nie pokonasz. Może w snach... -powiedziała ze śmiechem wygrana. 
-Echem... -chrząknął Leon. Obie na niego spojrzały. -Jak już skończyłyście, to chciałbym Was zapoznać z Jedi z Courusant. -wskazał na nich ręką.
-Z Courusant? Co wy tu robicie? -powiedziała pomagając wstać pokonanej, która leżała zdyszana na zielonej trawie. 
-Chcą od nas pomocy. To jest Anakin Skywalker, Obiwan Kenobi, Azla Secura oraz padawan Ahsoka Tano. -przedstawił wszystkich. 
-Jestem Jarael, a to Selena. -przedstawiła siebie i swoją koleżankę. Obie były Arkaniankami. Jarael miała  bladą skórę i długie białe włosy oraz niebieskie oczy. Natomiast Selena miała szarą skórę, szare oczy i czarne włosy. Obie pod oczami i na policzkach miały znaki (tak jak na zdjęciu) oraz znak
na ramieniu. Obie przyjaźniły się od lat. 
-Miło nam poznać. - powiedział Obiwan kładąc rękę na piersi . -Niesamowita walka. Nigdy takiej nie widziałem. Gratuluje refleksu i sprytu. -pogratulował im Anakin. 
-Dziękujemy -podziękowała Selena która właśnie otrzepywała się z ździbł trawy. 
-A ty, jesteś Ahsoka Tano tak? -powiedziała zakładając ręce na piersi. 
-Tak to ja. Pamiętam Cię. Zawdzięczam Ci życie. -uśmiechnęła się Ahsoka. 
-Tak pamiętam. To ty byłaś tą małą togrutanką. -przypomniała sobie. 
-Tak. Pamiętam jak byłaś jeszcze padawanem. Miałaś wtedy piętnaście lat. 
-Dokładnie. 
-A co Was konkretnie sprowadza? -spytała Selena. 
-Separatyści -odezwała się w końcu Secura -Od jakiegoś czasu, atakują nas i pozbawiają życia coraz więcej Jedi. Cud że jeszcze żyjemy. Chcemy prosić Was o pomoc ponieważ, słyszeliśmy że jesteście dobrzy w walce, i właśnie przed chwilą nam to udowodniłyście. Jesteście silni. Takich właśnie ludzi potrzebujemy. -skończyła w końcu i popatrzyła się  na Arkanianki na których twarzy malowało się zdziwienie. Nigdy nikt ich nie prosił o pomoc. Nikt tak właściwie nie wiedział że istnieją. 
-Oczywiście pomożemy, jeśli senator Adonia wyrazi zgodę. -wtrącił Leon. Nie mogli im obiecać że przyjdą im z pomocą. Musieli dostać pozwolenie od senator. 
-Zatem udajmy się do pani senator -odrzekł Kenobi. 
Teraz już wszyscy udali się do pałacu. Szczerze to Anakin trochę obawiał się że Adonia będzie wiedzieć o nim i o Padme. Miał nadzieję że jego żona nikomu o tym nie mówiła. Chociaż, jeśli mieli by go za to wyrzucić z Zakonu to zamieszkał by z Padme na zawsze. Mieli by dzieci, i niczym się nie martwili. Ale, jednak z drugiej strony Padme bardzo chciała być senatorem do końca swojego życia. Kochała to tak bardzo. Sam do końca nie wiedział czy sam by dał radę odejść. Przecież to było jego całe życie. Od małego się tu wychowywał. Tutaj jest Ahsoka i Obiwan. 
-Mistrzu... Czy coś się stało? -spytała się go Ahsoka która szła obok niego.  
-Tak. Tylko się zamyśliłem. -otrząsnął się ze swojego zamyślenia. 
-Na pewno? -spytała jeszcze raz. 
-Tak. Wszystko w porządku. -odpowiedział jej jeszcze raz i wpadając na plecy Obiwana. 
-Anakinie, otrząśnij się. Idziesz na spotkanie z senator. Nie wypada tak latać po galaktyce w myślach nie uważasz? -udzielił mu rady były mistrz.
-Tak Obiwanie. -powiedział z pokorą. 
-Już jesteśmy. -powiedział Leon. 


----------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję że się Wam podoba. 
Nie jest za krótki? Mam nadzieję że nie. Siedzę nad tym godzinę. 
Dajcie komentarz jak Wam się podoba :p
Warto powiedzieć że niedługo dam nowe postacie więc uważajcie :D
Już niedługo mam ferie! Jej! 
Co oznacza że będę mieć duużo wolnego czasu na pisanie :D
Jeślibyście coś chcieli mi podpowiedzieć to piszcie na e-maila :p
No to co... ??
papa!  i...
NMBZW!
DEDYK DLA EIRY! :)