piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział 4.

-Selena, Anakin, Ahsoka, Obi-wan,  Ayla-
Zobaczyli nieprzytomną, Jarael. Jej przyjaciółka natychmiast do niej podbiegła, a wszyscy na nią.  Przed nią zobaczyli całą watahę tych dzikich zwierzy, dzięki którym Jarael była ranna. Potwory podniosły się z ziemi. Kiedy zobaczyły Jarael, jeden z nich do niej podszedł.  Był to przywódca stada. Warknął na Selenę, która natychmiast włączyła swój miecz. Cała reszta zrobiła to samo. Zwierz jednak zignorował to i polizał swoim długim językiem nieprzytomną dziewczynę, oraz odszedł. Arkanianka podniosła się i złapała za głowę. 
-Już po wszystkim? -spytała. Wszyscy w jednej chwili stali wokół niej. Jej przyjaciółka, wzięła ją pod rękę i pomogła je wstać z ziemi. 
-To był twój plan? -spytała z pretensją Selena. Ona wiedziała, co zrobiła jej przyjaciółka. -Mogłaś się zabić! -krzyknęła jeszcze bardziej. 
-Ale żyjecie. To najważniejsze. -wstała na nogi. Złapała się za ramie gdzie była rana, z której spływała krew. Uwolniła się spod ramienia koleżanki i popatrzyła na niebo. Był już prawie ranek. -Wracajmy już do pałacu. Już prawie ranek. -powiedziała i zrobiła jeden krok do przodu, lecz skończyło się to upadkiem. 
-Może, lepiej wezwać pomoc? -powiedziała Ayla. -Nie dasz rady sama iść. 
-Spokojnie. Ja wrócę na strzale. -znowu się podniosła.
-Na czym? -spytali jednocześnie Jedi z Courusant. 
-Na Strzale. -nadal trzymała się za ramię. 
-Strzała to hipogryf. Jej zwierze, które samo ją wybrało. -powiedziała szerzej. W tej chwili za nimi wylądował hipogryf. Odwrócili się. Szerze, to trochę się wystraszyli kiedy, go zobaczyli.
-Strzała. -zawołała Jarael. -Chodź tu malutka. -wsiadła na zwierze. -spotkamy się w pałacu. Selena, nikomu o tym nie mów. Jeśli będą o coś pytać to powiedz, że sama im powiem. -odleciała na zwierzęciu ledwo żywa.
-Co zrobiła że jest tak słaba? -spytał Obiwan, patrząc jak odlatuje i znika za pałacem.
-Och... Ona użyła mocy Sikorna. -odpowiedziała mu ze spuszczonym wzrokiem.
-Jakiej mocy? -jeszcze raz powtórzył Anakin.
-Sikorna. To najpotężniejsza moc we wszechświecie. Jejj ojciec... -przerwała na chwilę -oddał jej swoją moc, aby chroniła innych. Sam była za słaby aby zapewnić bezpieczeństwo swoim rodakom. Ona miała chronić tylko, Arkanie. Ale stało się coś cudownego. Okazało się że nie tylko, po nim odziedziczyła tę moc. Jej dawny przodek. Miał cudowną siłę. Jarael jest potężniejsza, niż powinna być. Niestety, kiedy używa mocy, robi się słaba. Martwię się o nią ponieważ, czasami nie panuje nad tą siłą. Sama nie wie jak ma jej używać. Nie wie też jak ma chronić innych skoro nad tym nie panuje.
-Biedna... -wtrąciła Ahsoka.
-Prędzej czy później będzie musiała użyć mocy, aby chronić wszelkie istniejące istoty. Nie chce aby ktoś przez nią umarł. Teraz jeszcze bardziej dobije ją fakt, że będzie musiała to zrobić niedługo. Ten  atak separatystów, może oznaczać że to już czas. -dodała jeszcze. Martwiła się po Jarael ponieważ, Nie chciała aby cierpiała. Jeśli nie uda się jej zapewnić pokoju w galaktyce... zamknie się w sobie. Będzie uważała że to Ona, jest wszystkiemu winna. Chciała aby wszyscy żyli ze sobą w zgodzie. Aby nikt nie cierpiał z powodu wojny. Wiedziała że niedługo, będzie musiała wykorzystać mocy Sikorna. -Wracajmy już. -powiedziała smutnym głosem. -robi się ranek. I tak dostanie się nam za to co się stało. -odwróciła się i ruszyła powoli w kierunku pałacu.

-Dlaczego ma się Wam dostać? Uratowałyście nam życie. -spytała Ahsoka. Było to dla niej niezrozumiałe. Ona jedynie spojrzała na nich kontem oka.
-Bo wszyscy traktują nas jak dzieci. Nie chcą dojść do wniosku że, Jesteśmy już dorosłe. Po prostu... jesteśmy kimś, na kim  można wszytko zwalić. A my przyjmujemy to  z pokorą. -znowu spuściła głowę i zamknęła oczy.
-Dlaczego się im nie postawicie? -spytała jeszcze raz. Sama kiedyś była tak samo traktowana przez rodzinę. Postawiła się jednak, odeszła. Więcej nie chciała ich widzieć.
-Bo jesteśmy rodziną. Rodzina, nigdy się nie kłóci. Jest sobie wierna. Oprócz nich nie mamy nikogo innego. Od małego jesteśmy wszyscy razem. Wiemy że jeżeli, postawimy się, będą na nas patrzeć inaczej. Nasze stosunki źle się potoczą, a w najgorszym przypadku, rozejdziemy się w swoją stronę, a nasz kontakt zginie. -odpowiedziała jej, prawie płacząc. Nie chciała aby Oni. czyli Luklara, Leon oraz Adonia, cierpieli. Chciała aby ich stosunki były takie same jak teraz.
Ahsoka poczuła sens, tych słów. Teraz jak popatrzyła na to inaczej, to nie  miała racji odchodząc. Chciało jej się płakać. Zostawiła swoją rodzinę samą. Swoje rodzeństwo, przyjaciół, rodziców, dziadków. Może i niezbyt dobrze jej traktowali, ale to była jej rodzina! Chciała naprawić swoje błędy, wrócić do domu, na Shili. 
-Wracajmy już. -powiedziała i znowu ruszyła alejką kwiatów. Wszyscy poszli za nią.

------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem że strasznie krótko za co przepraszam. 
Nie wiem co mam tu napisać. Jestem w rozpaczy... nie wiem dlaczego. Pewnie zaraz mi przejdzie jak zawsze. 
NMBZW!
DEDYK DLA KAŻDEGO KTO CZYTA! 

2 komentarze:

  1. No bardzo ciekawe. Nic nie szkodzi że krótkie. Czekam na kolejnego z niecierpliwością.
    NMBZT

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział, nieważne, że krótki. Czekam na następny.
    NMBZT!

    OdpowiedzUsuń